niedziela, 14 kwietnia 2013

Martin McDonagh

Obejrzeliśmy z inną grupą znajomych powtórnie film "Siedmiu psychopatów" Martina McDonagha. Naprawdę rewelacyjny film. Jeden z tych, które kiedy oglądasz kolejny raz, to zazdrościsz osobom, które robią to po raz pierwszy.
Z ciekawostek, pewnie jak zwykle jestem mało spostrzegawcza, bo zauważyłam to za drugim razem, ale postać scenarzysty w filmie, to Irlandczyk o imieniu Martin, nie pamiętam, aby przez cały film padło choć raz jego nazwisko. Lubię to.
Zadanie na wkrótce, obejrzeć jego dwa poprzednie filmy: "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj" ("In Bruges") oraz "Sześciostrzałowiec" ("Six Shooter").

Sentymenty

Przypadkiem trafiłam na organizowany na Honmaru turniej online w Super Puzzler Fighter II Turbo i niezwłocznie postanowiłam wziąć w nim udział. Wspaniale sobie przypomnieć jaka czadowa jest ta gra. I nawet, o dziwo, nie idzie mi w tym turnieju tak tragicznie, jak myślałam. Jaczek mi mówi, słusznie z resztą, żebym poćwiczyła z kompem przed innymi walkami. Włączyłam i w jakąś godzinę udało mi się przejść grę na poziomie Hard, łącznie z ubiciem Akumy oczywiście. No i wzięło mnie na wspominki. Pewna byłam, że gdzieś na początku tego bloga miałam wpis o tym, jak to pierwszy raz pokonałam w tej grze Akumę. Było to ważne, bo zaczynaliśmy w to grać i dopiero po zakończeniu gry odblokowywały się ukryte postacie, m. in. właśnie Akumy, którym koniecznie Papryg chciał grać. Więc byłam dumna, że dziada ubiłam (a wierzcie lub nie, wcale to wtedy takie łatwe nie było), przeszłam grę i mogłam dostarczyć Paprysi ulubionej postaci, przez co chętniej ze mną grali, a wiadomo, że przyjemniej z ludźmi grać, niż z maszyną. Nawet Jaga się wtedy zajawiła i ostro hadukenowaliśmy przez jakiś czas. Pewna byłam, ale postanowiłam sprawdzić. I okazało się, że wpis o Akumie był pierwszym postem napisanym przeze mnie na tym blogu. Mało tego, było to dokładnie dwa lata temu (też w kwietniu). Ale ten czas przeleciał.


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Yes, I will

I z każdym dniem jest coraz gorzej, a myślałam, że pójdzie z górki. Dobrze, że nie było tak źle na początku, bo bym pewnie z miejsca olała te przysiady. Niby taka pierdoła, a tak potrafi dać w kość. Jak nie będzie widać efektów, to się wkurzę.
No dobra, albo po prostu powtórzę przez kolejny miesiąc.
Załączam fotkę, bo dawno nie było, a w sumie dumna jestem.


sobota, 6 kwietnia 2013

Chlebek szczęścia

Te przysiady jednak potrafią nieźle dać w kość. Do tej pory wydawały mi się lekkim i przyjemnym ćwiczeniem, ale to dzisiejsze 130 ledwo dałam radę zrobić. I chyba źle oddycham, bo tak mi dziwne podczas robienia. Ale udało mi się już tyle, to i do końca wytrwam.

Piekę dzisiaj zapomniane watykańskie chlebki szczęścia, czy jak to się tam nazywa, bo nazw ma podobno wiele. To taki łańcuszek z ciasta, który się piecze raz w życiu i przynosi szczęście osobie, która go piecze oraz domownikom (a proces to długotrwały, bo przygotowania do pieczenia trwają 7 dni). No więc hoduje się to ciasto, a na końcu dzieli na 4 części, jedną się piecze, a pozostałe 3 rozdaje dobrym ludziom. Jestem pewna, że piekę ten chlebek co najmniej już drugi raz i doszłam do wniosku, że moi znajomi będą dużo szczęśliwsi, jeśli dostaną już gotowy wypiek zamiast surowego ciasta. A ma taką fajną twardą skórkę, jak chlebek, przynajmniej zaraz po wyjęciu z piekarnika.

piątek, 5 kwietnia 2013

Ten moment

Ten moment rano, kiedy nic nad tobą nie wisi, nic nie musisz zrobić (albo o tym nie pamiętasz) i twoim największym problemem jest, co zjeść na śniadanie.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Pierwsze koty za płoty

Nie zrobiłam żadnego zdjęcia świątecznym wypiekom i teraz żałuję, fajnie się pochwalić swoją pracą.

W przysiadach magiczna liczba 100 została już przekroczona. To miłe uczucie, jak zaczynałam, to chyba nie bardzo wierzyłam, że uda mi się tak długo wytrwać i dawać radę. Ale za to trochę się olały ostatnio inne ćwiczenia. Więc teraz bez marudzenia rozkładam matę i poćwiczę chociaż kilka minut. Skoro już to napisałam, to nie mam wyjścia. ;)