czwartek, 30 stycznia 2014

ZERO

Drugi dzień urlopu, a mi się nawet udało zostać w domu i odebrać tylko jeden telefon z pracy, jest progress (wczoraj miałam tylko coś podrzucić i nawet nie wysiadać z samochodu, skończyło się na wyjściu o 16).

Do zdania pozostały mi cztery egzaminy, z czego 3 w ten weekend. Właśnie próbuję nauczyć się cudownej sztuki pt. zdaj chociaż jeden, resztę zdasz w drugim terminie. Bo co jak co, ale ambicje to ja mam (ambitny leń, taka najgorsza kategoria) i ze statystyką matematyczną to nie zamierzam się męczyć do końca studiów. A ten koniec już jakoś coraz bliżej i sama nie wiem czy mnie to cieszy, czy może trochę smuci i przeraża. W każdym razie muszę się zdecydować (dość szybko jak dla mnie), jakiego bym chciała mieć promotora, a niewiele później pewnie będę musiała jakiś temat pracy wybrać. A jeszcze pamiętam, jak z ostatnią się męczyłam.

Poza tym mam taki piękny kalendarz, który zamiast dumnie wisieć na ścianie smętnie leży na stole.

Okłamywanie siebie poziom wystarczający, szkoda że na innych tak dobrze nie działa. To smutne patrzeć po raz kolejny na upadek Troi i nie być godnym do usłyszenia prawdy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz